Rozkwit w trudnych czasach 
1 Jan 1970 14:37

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

W 2019 roku, tuż przed wybuchem pandemii koronawirusa, warszawska drukarnia Murugumbel we współpracy z Technographem poszerzyła swój park maszynowy o urządzenia do produkcji opakowań. Trzy lata później – choć w tym czasie wybuchła wojna w Ukrainie oraz załamał się rynek surowców i energii – właściciel Paweł Gmitruk nadal poszerza opakowaniowy potencjał zakładu i radzi sobie lepiej niż kiedykolwiek wcześniej na konkurencyjnym rynku poligraficznym. 

Gdy pod koniec 2019 r. miałem okazję odwiedzić drukarnię Murugumbel, właśnie wyładowywaliście zespoły maszyny drukującej RMGT1050 na placu przed zakładem i szykowaliście się do dywersyfikacji swojego portfolio. Wcześniej firma słynęła z produkcji akcydensowej, jednak wraz z nowymi inwestycjami przestawiliście się częściowo na tekturowe opakowania. A potem wybuchła pandemia. Warto było?

Paweł Gmitruk: Zdecydowanie. Powiem więcej: przetrwaliśmy dzięki opakowaniom. Produkcja akcydensowa się waliła, a opakowania były jedynym elementem constans. Był tylko jeden miesiąc załamania, potem, jak znowu odpaliliśmy sztancę i składarko-sklejarkę, to do dzisiaj nie mam jednej wolnej chwili, żeby je wyłączyć i zrobić przegląd. 

Piotr Mrożek, Technograph: Od początku pandemii firmy zaczęły ciąć zbędne koszty, a do nich należały PR i marketing. Paweł wykonywał wiele prestiżowych zleceń np. dla firm z branży automotive – kalendarzy, katalogów – a kiedy przyszedł koronawirus, klienci się pochowali i sprzedaż spadła, to właśnie ta działalność została przykrócona.

Paweł Gmitruk: U nas żarło, bo opakowania pracowały na akcydensy, a akcydensy – na opakowania. W Murugumbel produkujemy nie tylko opakowania, ale też druki towarzyszące: ulotki, wkładki, instrukcje itd., więc kiedy rosła sprzedaż opakowań, to ciągnęła za sobą drugą nogę, na której stoimy. I dlatego było mnie stać na kolejne inwestycje. A te, jak wiadomo, najlepiej robić w czasie kryzysu, bo mało kto może je udźwignąć. A kiedy kryzys się kończy, ja mam świeży sprzęt, a inni biegają, żeby coś kupić. Tak samo było wcześniej w 2008 r., w czasie poprzedniego globalnego kryzysu ekonomicznego, kiedy inwestowałem na potęgę. 

Te inwestycje dokonane po naszym ostatnim spotkaniu w 2019 roku to maszyna do formowania opakowań przestrzennych, składarko-sklejarka oraz automat wykrawająco-tłoczący, który powinien trafić do firmy w najbliższych dniach. Skąd taki wybór?

Piotr Mrożek: Po zakupie maszyny drukującej RMGT1050 w for-macie B1 drukarnia potrzebowała w parku maszynowym urządzeń do obróbki po druku w tym samym formacie. Dlatego doradzaliśmy zakup składarko-sklejarki zbliżonej technologicznie do poprzedniego modelu Ragaoke GK800-GS, ale w wersji 1100, z podobną funkcjonalnością klejenia 4- i 6-punktowego, za to z dodatkowymi usprawnieniami umożliwiającymi obróbkę materiałów niskowsiąkliwych: agregatami plazmowymi i klejeniem hotmeltowym. 

Zmiany na rynku związane z pandemią, m.in. rosnąca popularność dań na wynos sprawiły, że wzrósł popyt na opakowania przestrzenne – wszelkiego rodzaju koszyczki, pudełka, tacki itd. Wcześniej ta gałąź rynku była zdominowana przez wielkie koncerny opakowaniowe, jednak w czasie COVID-19 doszło do większej dywersyfikacji dostawców. Mniejsze firmy opakowaniowe dostały szansę. Dostrzegaliśmy potencjał tego segmentu, dlatego zaproponowałem Pawłowi inwestycję w topową maszynę CE-1100-2 firmy Heiber+Schröder, która może również produkować opakowania dla fast-foodów, na hamburgery, frytki itd. 

Uzupełnieniem jest najnowsza i jeszcze nie skonsumowana inwestycja (dostawa powinna odbyć się w najbliższych dniach) w automat B1 Sanwa TRP-1060-SV Axia, drugi w Murugumbel z tej samej linii produktowej, choć wyposażony w nowsze rozwiązania technologiczne. To maszyna z tzw. automatyczną regulacją siły wykrawania, czyli niezwykle innowacyjnym systemem umożliwiającym programowanie i kontrolę siły docisku wykrojnika w zależności od grubości obrabianego materiału. 

Paweł Gmitruk: U mnie nie ma opcji, żeby maszyna była przystosowana tylko do jednej pracy. Obsługujemy szerokie spektrum zleceń, dlatego wszystkie maszyny muszą pozwalać na szybki przyrząd. Od cienkich papierów po grube tektury lite – sztanca musi pociągnąć wszystko bez konieczności przezbrajania za każdym razem. Sanwa się tu świetnie sprawdza. 

To już druga taka maszyna – choć na upartego mogłem zostać przy jednej – bo cierpię na specyficzną chorobę psychiczną poligrafów, która się nazywa: na wszelki wypadek, ale też żeby sprostać wymaganiom terminowym naszych klientów oraz na spokojnie planować przeglądy i konserwację maszyn. Dlatego mam dwie foliarki B1, a kilka miesięcy temu postawiłem w zakładzie backup dla naświetlarni – drugą kompletną naświetlarkę w formacie B1, która stoi sobie zakonserwowana w ciepłym miejscu i czeka, żeby, jak zepsuje się pierwsza, przejąć jej pracę.

Taki klient to skarb...

Piotr Mrożek: Z Pawłem znamy się od ponad 20 lat, kiedy przyjeżdżałem do drukarni jeszcze jako serwisant innej firmy. Paweł doskonale zna się na maszynach, koncentruje się na ich jakości i bezproblemowej obsłudze, dlatego błyskawicznie znaleźliśmy wspólny język. Ale to nie jest łatwy klient – wie, czego chce, nie zadowala się byle czym, jest bardzo wymagający i lubi być dopieszczony. 

Współpracę zaczęliśmy bodaj w 2004, kiedy Murugumbel – jeszcze nie w Technographie – dokonał nieoczywistego wyboru w postaci maszyny Shinohara do druku offsetowego. To był trudny okres w poligrafii, kryzys gospodarczy, problemy z leasingowaniem, a on wybrał markę, która w Polsce nie była jeszcze znana. 

Paweł Gmitruk: Tak było z Shinoharą, potem jako pierwszy w kraju kupiłem japońską gilotynę Itotec (teraz mam trzy, więc raczej błędu nie popełniłem), wstawiłem też premierową na naszym rynku sześciopunktową składarko-sklejarkę RAGAOKE. To takie strzelanie w ciemno, podejmowanie ryzyka. Ale ja tak mam. Lubię być pierwszy. W dodatku nienawidzę przeciągać inwestycji w czasie. U mnie proces decyzyjny trwa godziny, a nie miesiące. Na razie to działa. 

Piotr Mrożek: Wydaje się, że Pawłowi odpowiada też filozofia prowadzenia firmy Technograph, czyli nasza dogłębna znajomość sprzedawanych produktów. Uczestniczymy w szkoleniach technicznych w fabryce producenta każdego modelu, który mamy w portfolio. Dzięki temu potrafimy dopasować konkretne opcje wyposażenia do potrzeb konkretnego odbiorcy. 

Paweł Gmitruk: Nie szukam najtańszych opcji, tylko najbardziej dopasowanych, nowoczesnych i niezawodnych. 

Piotr Mrożek: Murugumbel stawia na ogół na bardzo rozbudowane maszyny, często z kompletnym wyposażeniem, tak by być gotowym na wykonanie każdego, nawet najbardziej skomplikowanego zlecenia. 

Paweł Gmitruk: A jeśli producent nie przewidzi jakiegoś rozwiązania w swojej maszynie, to mogę dorobić niezbędne akcesoria w swoim zakładzie ślusarskim. Mam u siebie takie patenty, których nikt inny nie ma. Wiedzą o tym inne drukarnie: 30% zamówień na opakowania spływa do mnie od konkurencyjnych zakładów, które nie radzą sobie z realizacją szczególnie skomplikowanych technologicznie zamówień. 

Jaka część produkcji Murugumbel przypada obecnie na opakowania?

Paweł Gmitruk: Jakieś 60%. Ale to, że wzrosło w opakowaniach, nie oznacza, że spadło w akcydensie. Ja zwiększyłem moce produkcyjne w taki sposób, że produkcja druków offsetowych się utrzymała, ale została zasilona większą „pajdą” opakowań. 

Zanim jakiś rok temu pojawiły się problemy z podłożem do druku, ja zdążyłem wcześniej zastawić każdy wolny kąt drukarni 600 paletami z papierem. Dopóki sytuacja nie wróciła do normy, jechałem na zapasach. A to znaczy, że w Murugumbel nie było problemu z realizacją zamówień. Może nie jestem najtańszy, bo od ceny większy nacisk kładę na dochowywanie terminów i wysoką jakość, ale pozyskałem wtedy wielu klientów, bo inni byli tańsi, ale nie mieli materiału. 

Kiedy kolejne inwestycje? Co dalej? 

Paweł Gmitruk: Nic. Nie przewiduję w najbliższym czasie następnych zakupów. Chciałem doprowadzić do standardu, że wszystko mam podwójnie, i nie mieć stresu z zastanawianiem się, czy mogę przyjąć nowe zlecenie. Przy obecnym parku maszynowym nie mam już takich ograniczeń. No i chodzi mi po głowie rozbudowa zakładu ślusarskiego...

Za to ostatnio miałem wreszcie okazję uporządkować drukarnię. Przez 3 ostatnie tygodnie prawie z niej nie wychodziłem: zmieniałem logistykę, przestawiałem maszyny, czego nie mogłem wcześniej zrobić z powodu ciągłych inwestycji. W tych działaniach relokacyjnych pomógł nam też Technograph. A teraz mam druk w jednym miejscu, sztancowanie w innym, składanie i sklejanie w kolejnym, wycinanie jeszcze gdzie indziej. Papier też wreszcie znalazł sobie jedno miejsce. Było to skomplikowane, bo w drukarni mamy 4,5 tys. m2 przestrzeni produkcyjnej i 2 tys. magazynowej. 

Ostatnim etapem będzie ustawienie maszyny sztancującej Sanwa, która przyjeżdża wkrótce. I wtedy drukarnia będzie wyglądała tak, jak chciałem od początku. 

Piotr Mrożek: Za każdym razem słyszę to samo. Dlatego zakończmy tę rozmowę bez komentarza, ale zapraszam na spotkanie po zakupie przez Murugumbel kolejnej maszyny w Technographie (śmiech).

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał TomaSZ KRAWCZAK