Pełnia wiosny 2019 roku. Idąc skrajem bieszczadzkiego pola, gdzieś na wysokości Ustrzyk Dolnych mijam niewielką hałdę ziemi. Tuż za hałdą, niewidoczne dla oczu z drogi leżą porozrzucane odpady po niezbyt oddalonej budowie, trochę „zwykłych” śmieci, monitor od komputera do połowy ekranu zanurzony w błocie. Śmietnik? Skrajna głupota? Idiotyzm? „Przecież gmina odbiera za darmo!” Czy można jednak osądzać zastany widok po pierwszym wrażeniu i „naszym” odczuciu z jednej strony piękna okolicznych gór, z drugiej racjonalnego i zarazem zgodnego z prawem zagospodarowywania odpadów?
Kilka lat temu, gdy – jako kraj – byliśmy na początku drogi zmierzającej do ograniczania produkcji odpadów i właściwego ich zagospodarowywania, jedna na pięćdziesiąt osób na pytanie o podatność na biodegradację wskazywała tworzywa sztuczne, podobnie środki chemiczne, ale – o zgrozo – już jedna na dwadzieścia wskazywała elektrośmieci jako możliwe do biodegradacji. To słowo termin, słowo klucz do rozszerzenia gospodarki o obiegu zamkniętym, słowo wprost związane z ograniczaniem zużycia surowców nieodnawialnych stało się pułapką i nierzadko wytłumaczeniem wyrzucania śmieci wprost do otwartego środowiska.
Terminy takie jak biodegradacja, kompostowanie, degradowalność, bioodpad stały się śmieciowym synonimem ekologii. Wdrażane zmiany w gospodarce odpadami, wprowadzanie nowych frakcji zbiórki odpadów przy jednoczesnym stanie wiedzy na poziomie „biodegradowalne elektrośmieci” stawia nas w pewien metaforyczny sposób na równi z jaskiniowcem, który nie uczestniczył w zmianach zachodzących poza jego jaskinią i ni stąd ni zowąd dostaje do ręki bombę z opóźnionym zapłonem, będąc pełen swych wcześniejszych przeświadczeń o naturalności poczynionych działań. Jesteśmy – o ironio – na swoistym rozdrożu: czy wybrać obecnie obraną drogę wielu frakcji odpadów, stopniowego zastępowania aktualnie produkowanych wyrobów przez ich mniej szkodliwe (w tym często nadające się do kompostowania) zamienniki, czy też wrócić do produktów/opakowań o możliwie prostym składzie, jak szkło, metal, drewno… gdy ich rozdział nie stanowił dla nikogo problemu, a konieczność takiego zachowania była powszechna.
Świat nam się rozjechał; część ma kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt frakcji odpadów, gdzie indziej zaś jest jedna pod nazwą „rzeczy niepotrzebne”.
Dlatego też – z braku wiedzy, z niewłaściwie funkcjonującego systemu zbiórki odpadów, z produktów wielomateriałowych, z nadużyć w opisach wyrobów oraz ich opakowań – powstała narastająca niechęć do tworzyw sztucznych, z czasem również do biotworzyw, a nawet sensu selektywnej zbiórki odpadów. Presja rynku w kierunku coraz bardziej zaawansowanych wyrobów, haseł typu „wyróżnij się lub giń”, zaprzężenia wręcz kosmicznych technologii w zakresie funkcjonalności oraz zdobienia powodują tylko narastającą niechęć, frustrację, a z czasem obojętność dla tzw. problemu odpadów.
Oto kilka przykładów: naukowcy opracowali biotworzywo, z którego skonstruowano most; producent folii HDPE, aby wywrzeć większy efekt marketingowy, napisał na torbie, że jest ekologiczna, gdyż nadaje się w 100% do recyklingu, kolejny zaś – uwzględniając zapewne cytowane tu dane statystyczne – napisał, że jest biodegradowalna; inny domieszał nieco mączki drzewnej do polipropylenu słysząc, że już 30% wyrobu będące biopochodnym może dawać prawo do nazywania wyrobu biodegradowalnym. Czy ktoś nad tym panuje?
Nie tak dawno temu prowadząc zajęcia dla studentów Politechniki pokusiłem się o próbę wejścia w skórę użytkowników tworzyw, w tym ze szczególnym naciskiem na biotworzywa i oto co mi wyszło:
1) Podejście filozoficzne: Czy biotworzywa zbawią świat?
2) Podejście pragmatyczne: Czy biotworzywa są alternatywą dla tworzyw poliolefinowych?
3) Podejście ekologiczne: Biotworzywa sprzyjają idei gospodarki obiegowej
4) Podejście przetwórcy: Czy biotworzywa muszą być takie drogie i co ja z tego będę miał
5) Podejście technologa: Profil temperatury ekstrudera w przetwórstwie biotworzyw
6) Podejście Zero Waste: jakie znów tworzywa?
7) Podejście polityczne, ekonomiczne, społeczne, ba, może nawet religijne, duchowe...?
Można się uśmiechnąć czytając ten podział, jednak – w co gorąco wierzę – po głębszym zastanowieniu się łatwo dojść do wniosku, że po latach ignorowania „problematyki” odpadów stały się one z czasem nie tylko surowcem wtórnym, ale także czymś na skalę polityki, a zdania różniące poszczególne grupy są różne jak różne są wyznania, a i zacietrzewienie nie jest mniejsze niż w wojnach religijnych – wystarczy spojrzeć na spory toczone w mediach społecznościowych.
Pytanie, jakie warto sobie zadać, to: czy czytamy etykiety, zdajemy sobie sprawę ze złożoności ogółu zjawiska, jakim jest gospodarka odpadami i zarazem złożoności domniemanej prostoty jednego opakowania?
Trzymają Państwo w rękach kolejne wydanie miesięcznika Opakowanie. Pomimo że każde jest inne, to jest naprawdę wyjątkowe. Aby to wykazać, trzeba się cofnąć o kilka lat, gdy pierwsze zachodnie wydawnictwa – prawdopodobnie wówczas jeszcze pod wpływem „zielonej fali ekomarketingu” – zaczęły poszukiwać rozwiązań eko dla swych magazynów. Nie będę przytaczał nazw, nie zawsze były to bowiem udane próby; część poległa w poszukiwaniach, część wybrała rozwiązania dzisiaj trudne do zrozumienia, niemniej „zaczęło się dziać”. Efekt jest taki, że bieżące wydanie Opakowania zostało do Państwa dostarczone w folii kompostowalnej, kwalifikującej się nie tylko do określenia jej jako ulegającej biodegradacji, ale – na co szczególnie zwraca uwagę rozporządzenie z grudnia 2016 roku – jako bioodpad.
Wiele przedsiębiorstw było zajętych kontynuowaniem dotychczasowej produkcji, gdy jako pierwsza firma zgłosiła się Manuli Ekobal. Trochę niepewnie, trochę niechętnie, trochę z ciekawością. Przez kolejne lata ten schemat powtarzał się w wielu firmach wg zasady „nie chcem, ale muszem”, a w wyjątkowych przypadkach „nie muszę, ale chcę”. Niedowierzanie, działanie pod dyktando klienta. Takie były początki. Dzisiaj kolejne wdrożone projekty, wyroby z czterech różnych biotworzyw, certyfikat i... obwoluta na bieżące wydanie Opakowania. To swoisty test tego, jak Państwo przyjmą foliowe opakowanie, do którego można wrzucić obierki, ogryzki z jabłek podczas samochodowych wojaży, zebrać zielone części roślin podczas wiosennych porządków, aby finalnie wszystko razem umieścić w brązowym pojemniku z napisem BIO. Prawda, że to łatwe?
Manuli Ekobal nawiązując współpracę z magazynem Opakowanie i dostarczając biodegradowalną obwolutę realizuje jednocześnie kilka zadań: sprzyja idei gospodarki obiegowej, wychodzi naprzeciw oczekiwaniom konsumentów zmierzających do ograniczenia używania tworzyw sztucznych, nawiązuje do postępującego używania tworzyw biopochodnych i biodegradowalnych, daje możliwość użycia jednego produktu w innym zastosowaniu.
Wróćmy do pytania zadanego na początku: czy wprowadzać nowe – nawet jeżeli uznawane za ekologiczne – rozwiązania w opakowalnictwie i produkcji wyrobów końcowych, czy też ograniczać produkcję, powrócić do monomateriałów, prostszych konstrukcji? Osobiście uważam, że drugie rozwiązanie z uwagi na rozbuchany marketing, wzrastający konsumpcjonizm, który – jakby nie było – sprzyja wzrostom gospodarek krajów na całym świecie, a wreszcie zwykłe wygodnictwo konsumentów jest po prostu, przynajmniej na razie – niemożliwe. Co prawda skrajne wypowiedzi mówią o nadchodzącym końcu świata, zagładzie ekosystemów i wyeksploatowaniu zasobów naturalnych, niemniej dopóki szeroko rozumiany świat będzie napędzany przez ekonomię, czeka nas raczej dalszy wzrost zużycia zasobów niż ograniczenie ich wykorzystania. Nawet jeżeli cała Europa zechce skasować wszystkie foliówki oraz słomki, to dopóki kilkakrotnie większe populacje azjatycka oraz amerykańska tego nie uczynią, będzie to tylko bezskutecznym wołaniem na puszczy. Jednak... jeżeli nie pójdziemy drogą eliminacji i zakazów, a drogą zastępowania, zawracania zasobów tak, aby nie ograniczać jakości życia społeczeństw, które wszak dopiero wchodzą na ścieżkę konsumpcjonizmu, ucząc przy tym właściwego postępowania z odpadami, wprowadzając rozwiązania sprzyjające racjonalnemu gospodarowaniu zasobami, to może się wcześniej lub później okazać, że zarządzamy dostępnymi zasobami nie sięgając już po kopalne.
Tworzywa sztuczne, nazywane potocznie plastikiem, są surowcami wielorakiego zastosowania i przyszłość bez ich udziału wydaje się niemożliwa. Poszukiwania zamienników mają długą tradycję. Wielu uważa, że biotworzywa, szczególnie kompostowalne, mogą być częściowym rozwiązaniem. Skąd jednak konsumenci mogą wiedzieć, jakie tworzywo trzymają w rękach? Znamienna jest również powszechna niewiedza wśród przetwórców, gdy statystycznie co drugie pytanie dotyczące biotworzyw brzmi „po ile, panie, to PLA?” Parafrazując to tak, jakby podczas olimpiady lekkoatletycznej padło pytanie, ile kosztują „adidasy” bez posiadania elementarnej wiedzy, że to już nie buty na ulicę, ale specjalistyczne „narzędzie” do uprawiania konkretnej dyscypliny, a i producent ma zgoła inną nazwę. Takie pojęcia jak biocontent, skrobia, PLA, biopochodność, kompostowalność weszły już do języka potocznego przetwórców i społeczeństw krajów zachodnich. My zaś, zasypywani nowinkami typu talerz z otrębów wierzymy, że słowo BIO otwiera drzwi do świata EKO. Nic bardziej mylnego: okazuje się, że odpady nie chcą się recyklować, klienci zakopują foliówki, które miały ulegać biodegradacji, a za ekologiczny uważa się papier.
Ta współpraca Manuli Ekobal i miesięcznika Opakowanie jest kontynuacją kierunku zapoczątkowanego 2-3 lata temu, zgodnie z którym w sposób świadomy i kompetentny, gdyż potwierdzony stosownym certyfikatem, firma wprowadza na rynek produkt, który z pewnością na to zasługuje. Kluczowe bowiem jest – szczególnie teraz, w dobie transformacji systemu gospodarki odpadami na skalę taką jak nigdy wcześniej – aby normy badań były ogólnie znane oraz przejrzyste, a co za tym idzie prawidłowo identyfikowane produkty oraz ich odpady. A jak Państwo wykorzystają swoje opakowanie z Opakowania?
Wojciech Pawlikowski