Marian Feldman: kapitałem „Opakowania” byli ludzie
24 Jun 2015 13:46

Kontynuujemy wspomnienia współpracowników miesięcznika „Opakowanie”, które w tym roku obchodzi okrągły jubileusz 60-lecia istnienia. Tym razem swoją wiedzą na temat ludzi tworzących pismo na przestrzeni kolejnych dekad podzielił się z nami inżynier Marian Feldman, wielce zasłużony nie tylko dla „Opakowania”, ale również dla całej branży. Jak to możliwe, że w latach 50. XX w. – okresie permanentnego braku nawet najbardziej podstawowych towarów konsumpcyjnych na rynku – powstało czasopismo „Opakowanie”? Marian Feldman: W momencie startu Opakowania dział przemysłu, któremu był poświęcony ten periodyk, miał bardzo małe znaczenie dla gospodarki. To nie był szczęśliwy czas dla opakowalnictwa: trwał okres siermiężnego komunizmu i socjalistycznej mentalności, która – w warunkach ciągłych braków rynkowych – na piedestale stawiała towar. W tych warunkach opakowania odgrywały rolę drugorzędną. Uważano, że jeśli klient zdobędzie już te upragnione mąkę, cukier czy mleko, to sam wykombinuje, jak je donieść do domu. W kieszeniach i torebkach noszono wówczas siatki z plecionki, lekkie i wygodne, ochrzczone mianem „awośka” (od rosyjskiego „a nuż”, bo nigdy nie było wiadomo, kiedy się przydadzą). Przykład płynął z góry, z „bratniego” Związku Radzieckiego. Do dziś pamiętam anegdotę, jaką usłyszałem przed laty od pełnomocnika rządu ds. opakowań z czasów PRL, który we wspomnianym okresie pojechał w delegację do Moskwy. Tam spotkał się ze swym radzieckim odpowiednikiem z ministerstwa zaopatrzenia, który poczęstował go wędzoną rybą zawiniętą w gazetę i wódką z butelki również wyjętej z gazety. Przez wiele lat opakowalnictwo w ZSRR było traktowane jeszcze bardziej po macoszemu niż w Polsce. Ta swoista niechęć do opakowań była trudna do wyplenienia. Mam informację prasową z jednej z ogólnopolskich gazet, w której w 1970 r. dziennikarz pytał: „Po co nam opakowania? Sprzedawca bierze arkusz papieru, robi z tego trąbkę, nasypuje do niej produkt i oddaje klientowi. To jest opakowanie.” Mimo to trzeba zaznaczyć, że w Polsce opakowalnictwo dość wcześnie znalazło swoją reprezentację zarówno w administracji państwowej – by wymienić Radę ds. Gospodarki Opakowaniami przy Prezesie Rady Ministrów, w której sekretarzem był późniejszy redaktor czasopisma Opakowanie Andrzej Kempliński, oraz Krajowe Centrum Opakowań (KCO) kierowane przez pełnomocnika rządu ds. opakowań w randze ministra – jak i kręgach naukowych, pod postacią założonego w 1953 roku Centralnego Ośrodka Opakowań (COO), przekształconego w 1974 roku w Centralny Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Opakowań (COBRO). W takich oto warunkach narodziło się w 1955 r. czasopismo Opakowanie, co uważam za swoisty fenomen. Profesor Bohdan Czerniawski w wywiadzie zamieszczonym w styczniowym numerze miesięcznika przypisał zasługę jego stworzenia Włodzimierzowi Goczakowi, pierwszemu redaktorowi naczelnemu i pracownikowi Centralnego Ośrodka Opakowań, ale trzeba pamiętać także o innych osobach zaangażowanych w Opakowanie u jego zarania. Kierowaniem pismem zajmował się od początku komitet redakcyjny, w którym obok Goczaka zasiadali: niezwykle zasłużona osoba – sekretarz redakcji Krystyna Budzińska – oraz Jan Remin z COO i Włodzimierz Gulczyński z KCO. Także pierwsi autorzy artykułów rekrutowali się z tych instytucji. Każde czasopismo jest tak dobre, jak dobrzy są tworzący je ludzie. Kim byli ci, którzy decydowali o obliczu „Opakowania”? M.F.: Zasługą redaktorów naczelnych i autorów było to, że czasopismo wbrew koniunkturze powoli się rozwijało. W tamtym okresie redaktor naczelny w Opakowaniu pełnił inną funkcję niż współcześnie. Do jego najważniejszych zadań należało przekonywanie odpowiednich czynników, że warto utrzymywać periodyk przy życiu, a także zdobywanie przydziałów reglamentowanego, rozdzielanego centralnie papieru oraz zapewnienie możliwości drukowania. Szczęściem Opakowania było, że funkcje kierownicze sprawowali w nim w większości ludzie inteligentni i oddani sprawie. Wspomniany Włodzimierz Goczak pełnił funkcję redaktora naczelnego od 1955 do 1968 r., kiedy na fali antysemityzmu został zmuszony do wyjazdu do Izraela. W liście, który do mnie wysłał z emigracji, wspominał tęsknie swoją pracę i sosny na mazowieckich piaskach; źle się czuł oderwany od ojczyzny i wkrótce zmarł. Po Goczaku nastąpił okres bezkrólewia, gdy nieformalnie funkcję redaktora naczelnego pełniła Krystyna Budzińska. W tamtym czasie Opakowanie było wydawane jeszcze przez Wydawnictwo Przemysłu Lekkiego i Spożywczego, ale w 1970 r. przejęło je Wydawnictwo Czasopism Technicznych „Sigma-NOT”. W 1969 r. do komitetu redakcyjnego dokooptowano na krótko Tadeusza Wojciechowskiego. W 1970 r. utworzono dodatkowo komitet programowy, który wkrótce przemianowano na radę programową, z profesorami i osobistościami naukowymi w składzie. W 1971 r. nastąpiły zmiany w komitecie redakcyjnym: ze „starych” pracowników wchodzili w jej skład Krystyna Budzińska i Jan Remin, a z nowych pojawili się nieznany mi Jerzy Malesa oraz Ewa Maziarska. Od 1971 r. Opakowanie z dwumiesięcznika stało się na kolejnych 10 lat miesięcznikiem. Od numeru 11. stanowisko sekretarza redakcji zaczęła sprawować Hanna Wasiak. W skład komitetu redakcyjnego weszli wówczas Karol Subicki z Instytutu Celulozowo-Papierniczego w Łodzi oraz Ryszard Bartosiak, przez wiele lat pełniący funkcję dyrektora Krajowego Centrum Opakowań. Wśród kolejnych wydarzeń, o których warto wspomnieć, wymieniłbym: wprowadzenie streszczeń artykułów w językach polskim i obcych (angielskim, potem rosyjskim) w 1972 r.; mianowanie Krystyny Budzińskiej na stanowisko redaktora naczelnego, które zajmowała tylko przez rok, zastąpiona przez Andrzeja Bujnickiego, typowego aparatczyka usytuowanego partyjnie. W 1977 r. zastąpił go na 9 kolejnych lat Andrzej Kempliński, jego zaś w 1986 r. Tadeusz Romanowicz. Nie sposób nie wspomnieć o kolejnych sekretarzach redakcji, którzy trzymali w ryzach całe Opakowanie. Po Krystynie Budzińskiej i Hannie Wasiak w 1983 r. nastała Barbara Sielska-Majewska, zastąpiona przez Barbarę Kozłowską, Barbarę Kowalską, a wreszcie w 1988 r. przez Elżbietę Mularską, która – mimo że nominalnie była zastępcą redaktora naczelnego – w praktyce kierowała pismem. Chociaż sama nie pisała artykułów, to walczyła o to, by ich nie zabrakło: wyszukiwała autorów i wojowała z wydawnictwem Sigma-NOT, które cięło wydatki – i to pomimo faktu, że Opakowanie jako jeden z nielicznych tytułów wydawnictwa przynosiło dochód. Pozostaje jeszcze wspomnieć o autorach. Wśród pierwszych artykułów, które ukazały się w 1955 r., znalazł się tekst profesora Politechniki Gdańskiej Damazego Tilgnera, pioniera dziedziny opakowań w Polsce. Dość regularnie pisali wówczas Artur Jaszewski (kierownik części badawczej w COO), Zbigniew Wojtasz, Andrzej Kempliński; Stefan Jakowski, Jan Remin, Karol Łucewicz i Wojciech Stankiewicz (specjaliści od opakowań transportowych), Józef Frączek (specjalista od opakowań metalowych); Bohdan Czerniawski, Andrzej Nassalski, Melania Golińska, Krystyna Żarska (specjaliści od opakowań jednostkowych); Aleksander Sołtan, Zdzisław Kostro, Wojciech Szmidt, Jerzy Morski (specjalista od estetyki opakowań, później przemianowanej na wzornictwo); Zygmunt Mazur, a potem Jerzy Zboiński (specjaliści od normalizacji opakowań). Pod koniec lat 50. XX w. i później ukazywały się materiały profesorów Leona Koźmińskiego i Ryszarda Szczepanika z SGPiS, a także Mieczysława Pachelskiego z SGGW, pełnomocnika rządu ds. opakowań Zenona Żaczkiewicza, Jadwigi Szymczak, Danuty Wróblewskiej i Grażyny Boużyk z dziedziny badań klimatologicznych, Włodzimierza Schiele, Karola Palenika i innych. Nie sposób wymienić wszystkich autorów czasopisma, jednak w miarę upływu czasu coraz większą część stanowili pracownicy naukowi: najpierw Centralnego Ośrodka Opakowań (w latach 1955-61 na 21 autorów 9 było z COO, a w latach 1962-68 już 60%), później z COBRO. Chętnie mówi Pan o innych, tymczasem Pańska historia związana z „Opakowaniem” również zaczęła się bardzo wcześnie. M.F.: Mój pierwszy artykuł pojawił się w numerze 2. w 1961 r., jeszcze nie podpisany nazwiskie m, a jedynie inicjałami „MF”. Dotyczył nowego nabytku Centralnego Ośrodka Opakowań, enerdowskiej szafy klimatycznej służącej do klimatyzowania próbek przed badaniem, co wcześniej leżało poza możliwościami COO. Jednak prawdziwą, „poważną” współpracę z periodykiem rozpocząłem w 1964 r. od pierwszego dużego artykułu problemowego nt. korków i zamykania (korkowania) opakowań, a rok później już regularnie zamieszczałem teksty dotyczące terminologii, klasyfikacji i historii opakowań oraz innych problemów opakowalnictwa. Specjalnie na potrzeby naszej rozmowy zadałem sobie trud przeliczenia tych artykułów i okazało się, że w latach 1961-1983 w Opakowaniu ukazało się 90 moich artykułów (kilka z nich także w branżowych czasopismach zagranicznych, m.in. w Niemczech i Finlandii), a także 27 tłumaczeń z języków obcych. Warto pamiętać, że niemal od początku w periodyku ukazywały się tłumaczenia artykułów z zagranicy, które w kolejnych latach zaowocowały wydaniami tworzonymi wspólnie z innymi czasopismami, np. brytyjskim „Packaging Week”. Te bliskie kontakty z zagranicznymi autorami miały jeszcze jeden efekt w postaci zaproszeń na konferencje i targi, z których potem pisaliśmy recenzje zamieszczane w Opakowaniu. A pamiętajmy, że były to czasy, gdy otrzymanie zgody na wyjazd do krajów kapitalistycznych wymagało nie lada zachodu i otrzymania zaproszenia, paszportu oraz wizy. Pisałem artykuły również z innych zagranicznych wyjazdów, m.in. do angielskiej firmy The Metal Box Company Ltd (gdzie z pomocą COO w 1967 r. przepracowałem 6 miesięcy w sekcji informacji naukowo-technicznej Wydziału Badań i Rozwoju), do Szwedzkiej Federacji Opakowań w 1970 r. czy fińskiego stowarzyszenia fabryk papieru i tektury Converta w 1972 r., a także z odwiedzin w fabrykach materiałów opakowaniowych i opakowań. W latach 80. i 90. XX w. zasilałem Opakowanie tekstami z wyjazdów organizowanych przez IPPO – Międzynarodową Organizację Prasy Opakowaniowej – której członkiem zostałem w roku 1978, m.in. na targi PACK-EXPO w Chicago, INTERPACK w Düsseldorfie, wystawę EMBALLAGE w Paryżu czy na targi FISPAL w Sao Paulo w Brazylii, a także z wyjazdów w ramach barterów (za ogłoszenia), czasem wspólnie z Elżbietą Mularską, np. na targi HISPACK w Barcelonie, PAKEX w Birmingham czy ROSUPAK w Moskwie. W 1983 r. odszedłem z Centralnego Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Opakowań na emeryturę. Nie zerwałem kontaktów z Opakowaniem i nadal sporadycznie zamieszczałem tam swoje artykuły. Koncentrowałem się jednak wówczas na pracy pilota wycieczek zagranicznych w Polskim Biurze Podróży ORBIS, którą rozpocząłem już w 1965 r. Opakowanie było wówczas w dość kiepskiej kondycji, o czym świadczy choćby fakt, że w jednym z numerów z 1985 r. ukazały się przeprosiny redakcji „za opóźnienia i kiepski papier”. Jaka tematyka dominowała w „Opakowaniu” w pierwszych dekadach jego istnienia? M.F.: Przeważnie były to bardzo techniczne artykuły, jednak zdarzały się również materiały ekonomiczne, np. dotyczące kosztów opakowań. Redakcja wraz z Centralnym Ośrodkiem Opakowań prowadziła również rodzaj propagandowej agitki promującej temat opakowań. Na początku lat 70. XX w. wspólnie zorganizowaliśmy wystawę pt. „Opakowania dziś i jutro” w siedzibie Stowarzyszenia Architektów Polskich (SARP) na ulicy Foksal w Warszawie. Udało się ściągnąć na nią grupę prominentnych polityków, m.in. jednego z wicepremierów, i zainteresować problematyką opakowalnictwa w naszym kraju. Braliśmy również udział w organizowaniu w ramach Międzynarodowych Targów Poznańskich, a bardziej precyzyjnie Targów Towarów Konsumpcyjnych TAKON w 1973 r., pierwszej edycji wystawy opakowań pod nazwą TAROPA, która rok później zmieniła się za przykładem innych targów opakowaniowych na świecie – jak np. INTERPACK – na bardziej swojsko brzmiący TAROPAK. W latach 70. XX w., czyli w okresie Gierkowego życia ponad stan (gdy pierwszym sekretarzem partii PZPR był Edward Gierek) i zadłużania się Polski w krajach zachodnich za kredyty, zagraniczne firmy chętnie przyjeżdżały do naszego kraju promować swoje produkty, współorganizowały różne sympozja, wystawy i konferencje techniczne. Wystawy w rodzaju TAROPAK-u pozwalały na kontakt z zachodnimi firmami i zakup urządzeń, które służyły polskim firmom do produkcji większej liczby opakowań. A wraz z rozwojem branży rozwijało się również czasopismo Opakowanie. Sytuacja zmieniła się diametralnie po wprowadzeniu stanu wojennego. Pamiętam jedną z edycji Taropaku, odbywającą się właśnie w tym okresie, na której wystawiało się zaledwie 7 zagranicznych firm, a wszystkie stoiska zajęły może 3% całkowitej powierzchni wystawowej. Przechowuję zdjęcie z niemieckiego czasopisma branżowego „pack raport”, ilustrujące artykuł nt. polskiej branży opakowań zatytułowany ironicznie (w tłumaczeniu na język polski) „Jeszcze Polska nie zginęła”, na którym doskonale widać nędzę tamtych targów. Nie było produktów, na półkach sklepowych nie brakowało tylko octu, więc komu były potrzebne opakowania? To był czas załamania opakowalnictwa w Polsce, podupadło również nasze czasopismo. Podźwignęło się ono – tak jak cała branża – dopiero w latach 90. XX w. Wtedy też powróciłem na łamy Opakowania – wkrótce również do jego Rady Programowej, zacząłem też ponownie współpracować z COBRO przy tłumaczeniach z języków obcych. Miesięcznik tworzyli wówczas m.in. Elżbieta Mularska, Bohdan Czerniawski, Stefan Jakucewicz i Stefan Jakowski, który pozostawał aktywny aż do śmierci w 2013 roku. Obecnie raczej rzadko piszę artykuły do Opakowania, jednak wspieram je swoją wiedzą merytoryczną i fachową. Zasłynął Pan jako twórca terminu „opakowalnictwo” oraz autor lub redaktor wielu książek na temat opakowań, które dzisiaj uchodzą za „białe kruki”. M.F.: Rzeczywiście, termin „opakowalnictwo” znalazł się w „Słowniku języka polskiego” Witolda Doroszewskiego i stał się określeniem przyjętym do opisania naszej branży. Co do wydawnictw, to zaczęło się od dwóch książek wydanych w Anglii pt. „Podstawy opakowalnictwa” i „Materiały opakowaniowe i opakowania”, które przetłumaczyłem z angielskiego i zredagowałem na potrzeby polskiego rynku, oraz tłumaczenia z angielskiego książki z nieco innego zakresu, tj. kontroli jakości, pt. „Zero defektów – system pracy bezusterkowej”. Później byłem współautorem wydanej w 1998 roku książki „Opakowania żywności”, w której opracowałem rozdział pt. „Nowe tendencje w opakowalnictwie żywności”. W tzw. międzyczasie wydawałem również słowniki: pierwszy, zawierający 350 określeń opakowaniowych z tłumaczeniem na języki: rosyjski, angielski, francuski i niemiecki, ukazał się w książce „Opakowania. Poradnik. Informator” w latach 60. XX w., potem wydany w wersji poszerzonej, z 500 słowami tłumaczonymi także na rosyjski, angielski, francuski i niemiecki. Ten słownik został również wydany w Belgradzie w ówczesnej Jugosławii z zastąpieniem języka polskiego przez serbochorwacki. Byłem również autorem wersji rosyjskiej w międzynarodowym słowniku opakowaniowym niemiecko-angielsko-francusko-włosko-hiszpańsko-rosyjskim, wydanym pod auspicjami Europejskiej Federacji Opakowań w Heidelbergu w Niemczech w r. 1975. Po latach pracy nad książkami o tematyce branżowej obecnie koncentruję się na spisywaniu i wydawaniu swoich wspomnień, których trzy tomy, w tym jeden w wersji angielskiej, są już na rynku, a konkretnie do nabycia w księgarni internetowej Amazon, jeden kolejny w tłumaczeniu na język wietnamski i jeszcze dwa polskie wkrótce powinny być gotowe do druku. Dziękuję za rozmowę. Z inżynierem Marianem Feldmanem rozmawiał Tomasz Krawczak