O tym, jak mogą komunikować się z nami małe opakowania, przeczytacie Państwo w książce, którą napisałem wspólnie z Aleksandrem W. Mikołajczakiem. Publikację zatytułowaliśmy „Design saszetki z cukrem. O komunikowaniu się z rzeczami”. I każdy, komu bliskie są tematy związane z projektowaniem, ale też kwestie komunikacji – również językowej – marketingu, procesów użytkowania czy też końca („unicestwiania”) rzeczy, znajdzie w niej coś ciekawego.
Chcieliśmy, aby forma nadana naszej książce, czyli esej naukowy, dotarła nie tylko do humanistów reprezentujących rozmaite dziedziny takie jak filologia, socjologia, kulturoznawstwo czy historia, ale także do ekonomistów i osób zajmujących się projektowaniem, zarówno w teorii, jak i w praktyce. Na potrzeby niniejszej publikacji skupię się na jednym zagadnieniu związanym z projektowaniem, któremu poświęciliśmy więcej miejsca na łamach naszej książki.
Przyjrzyjmy się zatem temu, kiedy tak naprawdę zaczęto pakować cukier do tzw. saszetek. Dokonało się to stosunkowo późno, bo dopiero w pierwszych dekadach XX wieku, kiedy w cukrowniach zaczęto stosować warniki oraz wirówki do cukrzycy. Pozwalały one na ciągłą produkcję cukru sypkiego mającego wielorakie zastosowania. Sypki cukier był prawdziwie magiczny, gdyż forma czyniła go wygodnym właściwie we wszystkich zastosowaniach. Łatwy w transporcie dopasowywał się do prawie każdego opakowania, co umożliwiało jego efektywny załadunek, ponieważ nie zajmował wiele miejsca. Dogodne było także to, że dawał się w dowolny sposób porcjować i sprzedawać w odmierzanych ilościach.
Biały kryształ pakowało się ze względów sanitarnych do nowych worków jutowych po 100 kg brutto lub netto (niekiedy mniejszych). Co ciekawe, do Norwegii przez długi czas wywożono cukier w workach bawełnianych z uwagi na bezcłowy import tkanin ręcznikowych (bawełnianych). Normy radzieckie z kolei nakazywały użycie podwójnych worków, ponieważ dalszy transport mógł być prowadzony w warunkach uciążliwych, na przykład na wielbłądach.
Te wszystkie obostrzenia, związane także z zachowaniem ostrożności podczas magazynowania cukru, wynikały z jego właściwości, czyli dużej podatności na wilgoć. Trzeba więc było przechowywać go w suchym otoczeniu, by nie dopuścić do utraty przydatności konsumpcyjnej. Ten problem w dużej mierze rozwiązywały saszetki, które pojawiły się na amerykańskim rynku w drugiej połowie lat 50. XX wieku za sprawą Benjamina Eisenstadta. Choć główną motywacją tego projektanta nie była ochrona cukru przed zawilgoceniem, lecz jego oszczędne dozowanie przez słodzących kawę klientów barów i restauracji, to w istocie właśnie kwestie higroskopijności, a także związane z tym kwestie higieny odegrały tu niebagatelną rolę.
Cukier zapakowany w szczelną saszetkę nie tylko bowiem pozostaje suchy i czysty w dowolnych warunkach, lecz także przez taki sposób konfekcjonowania stwarza możliwość eksponowania na papierowym opakowaniu treści reklamowych i promocyjnych. Uczyniło to z niego element kultury konsumpcyjnej, która właśnie w latach 50. ubiegłego wieku zyskiwała swój współczesny kształt, co bardziej niż kiedykolwiek przedtem wiązało cukrową produkcję z marketingiem i handlem.
Wynalezienie saszetki nie tylko jednak wprowadzało nowe realia w konsumpcji cukru, lecz także zmieniało rytuały jego użytkowania. Sam Eisenstadt uważał, że istotą jego projektu jest łatwy sposób opróżniania podłużnych saszetek przez ich przełamywanie i bardzo ubolewał nad tym, że ta funkcja nie została zaakceptowana przez konsumentów. Chcąc zatem zrozumieć, na czym polega niezwykłość procesu projektowania wpisanego w dzieje cukru, najlepiej skupić się właśnie na małych saszetkach, które ludziom na całym świecie towarzyszą dziś jako nieodłączni partnerzy w ich kawiarniano-barowych spotkaniach przy małej czarnej.
Z pozoru te sytuacje wydają się banalne i bez większego znaczenia dla współczesnego życia toczącego się w szybkim tempie, w którym nie zwracamy uwagi na drobne przedmioty będące rekwizytami w spektaklu korzystania z dobrodziejstw współczesnej technologii. Ale jeśli się zastanowić, ten mały przedmiot stanowi signum temporis momentu, w którym został stworzony, by służyć ludziom. Projektowanie tych drobiazgów jest więc projektowaniem codzienności, a zatem zasługuje na uwagę, chociażby z tego względu, że wyraża ludzką zdolność do przewidywania efektów własnych kreatywnych działań. Wynika z tego, że podczas projektowania należy uwzględnić funkcje, działanie i użyteczność. Wszystkie one znalazły swą realizację w projekcie Eisenstadta, który nie tylko antycypuje aspekt rzeczowy interakcji z użytkownikiem, lecz także przewiduje oddziaływanie rzeczy na psychikę osób wchodzących z nimi w symboliczne interakcje.
Mam nadzieję, że czytelnicy miesięcznika Opakowanie zechcą przyjrzeć się bliżej naszej książce, a szczególnie rozdziałom poświęconym analizie opakowań saszetek z cukrem.
Powyższy tekst powstał na podstawie fragmentu wspomnianej książki, której jestem współautorem.
Patryk Borowiak, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu