Zawiłe ścieżki odpadu, czyli to nie jest mój śmieć 
1 Jan 1970 11:14

Sorry, this entry is only available in Polski. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Jest takie zdjęcie, którym często rozpoczynam swoje prezentacje prowadzone w ramach Fundacji Noweko dla uczniów pierwszych klas podstawówki, a dotyczące wykorzystania zasobów naturalnych. Przedstawia ono dziecko, może w wieku 7-8 lat, pływające – i to dosłownie – w morzu śmieci. Myślę, że tego zdjęcia nie widziały osoby, które decydują o być albo nie być technologii ograniczających zjawisko nieregulowanej dystrybucji śmieci.

A nawet jeżeli widziały, to nie spędziły nad nim tyle czasu, co ja nad analizą przyczyn oraz dalszych skutków zaniedbań w gospodarce odpadami w skali globalnej. Jest i taka opcja, że brały pod uwagę tylko nasz lokalny rynek (krajowy, a może europejski), podczas gdy większość ludzi zamieszkujących nasz glob mieszka poza Europą. Tymczasem to oni są wątpliwymi beneficjentami naszego – europejskiego czy amerykańskiego – konsumpcjonizmu.

W majowym wydaniu Opakowania ukazał się artykuł opracowany na podstawie doniesień stowarzyszenia European Bioplastics (EB), dotyczący tworzyw „okso-degradowalnych”. Informacje pochodzące od EB są wyjątkami z grubego, bo liczącego 192 strony wydawnictwa przygotowanego na zlecenie Komisji Europejskiej w 2016 roku, a sięgają wydarzeń z roku 2014, gdy to jedna z parlamentarzystek wystąpiła z wnioskiem o „zbadanie” wpływu tworzyw degradowalnych na środowisko. Zadania podjęła się firma doradcza Eunomia, ta sama zresztą, która piętnaście lat wcześniej, również na zlecenie KE, przygotowywała raport zatytułowany „Costs for Municipal Waste Management in the EU” na temat kosztów i jakości gospodarki odpadami w 15 krajach Wspólnoty Europejskiej. 

Warto przy okazji wspomnieć, że opracowany na zlecenie Komisji Środowiska rządu Wielkiej Brytanii raport „Life Cycle Assessment of Supermarket Carrier Bags” z 2011 roku, w którym pod lupę wzięto również tworzywa zawierające prodegradanty, także zawiera wnioski wskazujące na całkowicie mylne rozumienie funkcjonalności tychże. Oba raporty bowiem powielają ten sam schemat myślenia, który jest oparty na trzech błędnych tezach. Pierwszej: Europa jest rynkiem zamkniętym, ze szczelnie funkcjonującym systemem dystrybucji i zbiórki opakowań, gdzie masa wyprodukowanych wyrobów oraz ich odpadów jest równa. Drugiej: producenci prodegradantów, wreszcie tworzyw „okso-degradowalnych”, rozszerzają stosowanie swoich surowców na coraz to nowe wyroby, czyniąc rynek produktów rynkiem tworzyw degradowalnych. I wreszcie trzeciej: tworzywa oksybiodegradowalne mogą funkcjonować alternatywnie do tworzyw biodegradowalnych, a nawet kompostowalnych. 

Wszystkie powyższe tezy są oczywiście nieprawdziwe. Takie zresztą wnioski nasuwają się same, gdy przeczytamy w raporcie Eunomii, że tworzywa zawierające dodatki przyspieszające degradację „nie są właściwe dla żadnej formy kompostowania”. Oczywiście że nie są, nie były i nie jest to ich celem! Wszyscy producenci oznaczający tak swoje wyroby wprowadzają konsumentów w błąd, a zadaniem dystrybutorów jest informowanie producentów o właściwych opisach.

Ważne jest jednak, aby w pełni zrozumieć raport Eunomii. Analiza European Bioplastics – uwzględniając interesy tego stowarzyszenia – przyjmuje dość jednostronną opinię, po raz kolejny wskazując tworzywa degradowalne jako zbędne zło stojące w opozycji do propagowanych przez nie biotworzyw. Zauważmy bowiem, że – abstrahując od języka oportunistów – raport nie wspomina, jak to zwykło się w tych środowiskach mówić, o tworzywach okso-fragmentowalnych, a okso-degradowalnych tudzież oksybiodegradowalnych.

Analizując raport można bowiem odczytać, że możliwe jest, aby oksybiodegradowalne tworzywa sztuczne w pełni mineralizowały się w otwartym środowisku, przy czym właśnie prodegradowalne dodatki zachęcały do tego działania, a tym samym zdepolimeryzowane związki mogły być absorbowane do naturalnego środowiska.

Raport wspomina również o podnoszonej czasem kwestii dotyczącej opisów na wyrobach degradowalnych, które – również zdaniem osób zajmujących się tą tematyką w Polsce – mogą zachęcać do „śmiecenia”. Tymczasem autorzy stwierdzają wprost, że „zamiast spekulacji konieczne są obiektywne badania behawioralne, aby rozwiązać ten temat w konstruktywny sposób”. Nie sposób się nie zgodzić z tym zdaniem, bo ilu z nas wyrzuca odpady dopiero po wcześniejszym zapoznaniu się z etykietą bądź nadrukiem na opakowaniu? Ludzie śmiecą lub nie, i nie wynika to raczej z informacji znajdującej się na opakowaniu.

Jeśli zaś chodzi o poruszony w raporcie temat środowiska morskiego, to istnieje wiele przykładów na degradację polimerów w takich warunkach. Na przykład na Uniwersytecie Queen Mary w Londynie przeprowadzono badania próbek pobranych u wybrzeża Francji stwierdzając, że istnieją dowody na rozkładanie się tworzyw oksybiodegradowalnych na materiały o małej masie cząsteczkowej w naturalnych warunkach wodnych. Próbki okazały się biodegradowalne przez bakterie powszechnie występujące w oceanach, a oddzielne próbki uległy biodegradacji przez bakterie powszechnie występujące na lądzie. Ujawniono również, iż zdegradowane tworzywo sztuczne nie było toksyczne dla bakterii powodujących degradację. Sam raport zresztą wspomina, że podczas wstępnego starzenia pod wodą plastik oksybiodegradowalny jest znacznie bardziej podatny na rozkład UV niż konwencjonalny plastik (co wykazuje duża różnica w masie cząsteczkowej). Badania biodegradacji wskazują również, że bakterie mogą „żywić się” fragmentami tworzyw przewyższającymi masę cząsteczkową o poziomie 5000, która dotychczas była wskazywana jako wartość graniczna, a która to jest osiągana relatywnie szybko podczas depolimeryzacji następującej za sprawą użycia prodegradantów.

Uważam, że kluczowe – szczególnie biorąc pod uwagę krytyczne spojrzenie EB – jest zakończenie raportu Eunomii, w którym autorzy stwierdzają, że debata na temat tworzyw oksybiodegradowalnych nie jest jeszcze zakończona i ciężar badań należy przełożyć z prób udowadniania szkodliwości tych wyrobów na rzecz zweryfikowania akceptowalności przez środowisko naturalne ram czasowych ich biodegradacji.

Na koniec warto wspomnieć, że podnoszona wielokrotnie kwestia braku normy europejskiej dla tych wyrobów nie wynika z braku kryteriów ich oceny, lecz z impasu w procedurze normalizacyjnej. Jeżeli ktokolwiek posługuje się oficjalnie stwierdzeniami typu okso-fragmentowalny, wykazuje się brakiem wiedzy, iż wyroby te są standaryzowane przez CEN i zdefiniowane jako (cyt.) „degradation resulting from oxidative and cell-mediated phenomena, either simultaneously or successively”, a projekt zmian w prawodawstwie europejskim był wielokrotnie zgłaszany, lecz – z uwagi na nierówny rozkład sił – niepodejmowany. Zupełnie inaczej ta kwestia wygląda na przykład w Emiratach Arabskich, gdzie stosowanie prodegradantów – właśnie z uwagi na walory ekologiczne – stało się obligatoryjne. Warto pamiętać, że prodegradanty niezmiernie łatwo wprowadzić w tworzywo, mogą być rozwiązaniem tymczasowym obejmującym grupę czy nawet partię wyrobów, i zero-jedynkowe podejście do ich obecności w naszej codzienności jest bardzo krótkowzroczne, a wręcz nielogiczne.

Dyskredytowanie wagi tworzyw oksybiodegradowalnych jest ignorowaniem globalnego zaśmiecenia i braku skutecznych rozwiązań w tym zakresie w większości (co do populacji) państw świata. Jest ignorancją problemu, który głównie my, przedstawiciele najbardziej rozwiniętych państw, stworzyliśmy dla kilku miliardów ludzi, niepotrafiących sobie poradzić z rezultatami naszej konsumpcji. 

Wojciech Pawlikowski, Noweko